Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bohaterka z Rumi skończyła 101 lat! Aleksandra Sychowska to jedna z ostatnich żyjących uczestniczek Powstania Warszawskiego | ZDJĘCIA, WIDEO

UM Rumia / ab
Mieszkanka Rumi, Aleksandra Sychowska skończyła 101 lat! Jedna z ostatnich żyjących uczestniczek Powstania Warszawskiego w czasie walk pełniła funkcję łączniczki na terenie Śródmieścia. Nosiła pseudonim „Oleńka”. Za wybitne zasługi dla ojczyzny została nagrodzona Krzyżem Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

"Jej życie to gotowy scenariusz na film"

Wizytę z okazji sto pierwszych urodzin, naszej sędziwej jubilatce, złożyła m.in. delegacja z Urzędu Miejskiego w Rumi. Aleksandra Sychowska otrzymała kosz podarunkowy oraz kwiaty. Prezent i życzenia w imieniu władz miasta przekazał rumskiej bohaterce wiceburmistrz Piotr Wittbrodt.

- Miałem zaszczyt i ogromną przyjemność odwiedzić panią Aleksandrę Sychowską, która świętowała 101. urodziny. W trakcie Powstania Warszawskiego pod pseudonimem "Oleńka" pełniła ona funkcję łączniczki na terenie Śródmieścia. Życie pani Aleksandry, to gotowy scenariusz na film, a ja bardzo się cieszę, że mogłem osobiście usłyszeć chociaż niektóre historie. Zachęcam wszystkich do odwiedzenia placu przy rondzie Armii Krajowej w Rumi, gdzie znajduje się pamiątkowa tablica. Naszej bohaterce życzymy dużo zdrowia i siły – mówi wiceburmistrz.

"Trudno o tym opowiadać, ale to było przepiękne przeżycie"

Jej rodzice poznali się w Częstochowie, gdzie mieszkała rodzina ojca. Mama była natomiast była repatriantką ze wschodu, przez jakiś czas mieszkała w Kijowie

- Urodziłam się w Warszawie, ale rodzina ojca pochodziła z południa Polski, bo kilka pokoleń wstecz zeszła z gór. Świadczy o tym mój nos, który jest z takim garbem (śmiech). Babcia zawsze mnie za niego łapała i krzyczała „ty, góralka!”. A ja na to odpowiadałam, że urodziłam się przecież w stolicy – wspomina.

Podczas okupacji jej tata pracował u swojego kolegi, w aptece. Powstania Warszawskiego jednak nie dożył - przed jego wybuchem Niemcy doprowadzili do jego śmierci.

Mieszkał w suterenie, w której przechowywano leki. Miał tam swoje biurko i łóżko. Ktoś doniósł Niemcom, że w nocy w piwnicy pali się światło. W końcu go odnaleziono. Kiedy schodzili do jego kryjówki, ukląkł przy swoim biurku, oparł ręce o blat, przegryzł ampułkę z trucizną, którą miał ukrytą w ustach, i w ten sposób umarł. Zawsze mówił, że jak Niemcy go dostaną, na pewno nie przeżyje. Był jednak bardzo wierzącym człowiekiem. To on prowadził nas do kościoła – zaznacza.

Pani Aleksandra podkreśla, że wydarzeniem, które w dużej mierze ukształtowało jej życie był udział w Powstaniu Warszawskim. W chwili jego wybuchu miała zaledwie 22 lata.

To był bardzo ciężki czas. Byłam jednak młoda, pełna energii, nie przejmowałam się. Podczas powstania wszystko się działo w piwnicach. Chowano się tam przed bombardowaniami. Jednak nie były one wcale bezpieczne. Jak bomba uderzyła w budynek, potrafiło taką piwnicę zasypać i zadusić ludzi. Ja byłam wszędzie. Nosiłam wodę, pomagałam gasić pożary – opowiada.

Należy podkreślić, że mimo młodego wieku była bardzo odważna i nie przejmowała się, że może nawet zginąć. Po zakończeniu zrywu, wraz ze starszą koleżanką, udało się jej przekraść przez otoczoną Warszawę, a następnie ją opuścić.

Idąc, słyszałam niemieckie rozmowy. Przeszłam jednak linię obrony, okopy. Minęłam pole minowe. Szłam z dziesięć lat od siebie starszą łączniczką. W końcu doszłyśmy do rosyjskiej strony. W spódnicy cały czas miałam pocztę, ale jakoś szczęśliwie nikt tego nie zauważył. Potem Rosjanie przetrzymywali nas trzy miesiące. Wypuszczono nas dopiero przed wznowieniem walk na froncie. Wzięto mnie za handlarkę, pełno ich było w okolicy – mówi pani Aleksandra.

Po zakończeniu wojny nie było wcale lepiej. Rzeczywistość ani trochę nie przypominała tej sprzed 1939 roku. Stolica była jedną wielką ruiną, miastem zupełnie nie do poznania.

Po zakończeniu działań wojennych wróciłam do Warszawy. Od razu poszłam zobaczyć, czy mój dom jeszcze stoi. I stał, ale poturbowany i z dziurami. Siedziała w nim para obcych ludzi, która pokochała się w obozie. Oboje nic nie mieli. Dlatego postanowiłam zostawić im to mieszkanie, bo sama miałam już gdzie mieszkać. Otrzymałam przydział na niewielkie lokum – dodaje.

Jak bohaterka podsumowałaby ten okres? Nasza 101-latka wspomina ten czas nie tyle z nostalgią, ale jako coś czego nie da się zapomnieć, a było wręcz warte przeżycia.

To był zryw, do którego człowiek podchodził całym sercem. Młodzi ludzie nie zwracali uwagi na to, co może ich spotkać. Każdy rozkaz był wykonany jak najbardziej starannie. Trudno o tym opowiadać, ale to było przepiękne przeżycie. Wiem, że znalazłam się tam, gdzie powinnam być. To było niesamowite – puentuje uczestniczka Powstania.

Później żyła już „spokojniej”

Po wojnie Aleksandra Sychowska zamieszkała w Kościerzynie. Pracowała jako księgowa w Wydziale Finansów tamtejszego urzędu gminy, a później jako instruktor w Kościerskim Domu Kultury, głównie na terenach wiejskich powiatu. Wolny czas spędzała na uprawianiu działki. Swoje przemyślenia opisywała w wierszach. Interesowała ją też współczesna polityka.

Doczekała się dwóch synów, pięcioro wnucząt oraz czworo prawnucząt. Do Rumi przeprowadziła się w 1998 roku. Zamieszkała u młodszego syna, w domu przy ul. Żołnierzy I Dywizji Wojska Polskiego. Obecnie, z racji wieku, wymaga niemal całodobowej opieki.

WIDEO: Stuletnia „Oleńka” z Rumi o swoim udziale w Powstaniu Warszawskim

Polecjaka Google News - Dziennik Bałtycki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wejherowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto