Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus. Dyrektor ds. medycznych szpitala w Wejherowie: "Pacjenci z COVID-19 trafiają do nas codziennie" |WYWIAD

Tomasz Smuga
Tomasz Smuga
W wejherowskim szpitalu są trzy urządzenia ECMO służące do  zewnątrzustrojowego natleniania krwi. Pierwszym pacjentem zakażonym koronawirusem, który został podłączony do tego urządzenia, był 45-letni mieszkaniec powiatu kartuskiego.
W wejherowskim szpitalu są trzy urządzenia ECMO służące do zewnątrzustrojowego natleniania krwi. Pierwszym pacjentem zakażonym koronawirusem, który został podłączony do tego urządzenia, był 45-letni mieszkaniec powiatu kartuskiego. Szpitale Pomorskie
Kiedy mówimy o COVID-19, to prawdą jest, że tacy pacjenci trafiają do naszego szpitala codziennie. Mamy praktycznie zajętych większość łóżek na 50 dostępnych - mówi Jacek Pilarczyk, dyrektor ds. medycznych w Szpitalu Specjalistycznym w Wejherowie.

Tomasz Smuga: 3 grudnia, Ministerstwo Zdrowia poinformowało o ponad 14 tys. kolejnych zakażeniach. To mniej niż w ostatnim czasie, gdy mówiono o ponad 20 tys. Z drugiej strony czytałem artykuł dziennikarza Pawła Reszki, który przytacza wypowiedź jednego z lekarzy mówiącą o tym, że „wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym”. Jak wygląda sytuacja na waszym Szpitalnym Oddziale Ratunkowym i w samym szpitalu?
Jacek Pilarczyk: Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, że SOR jest miejscem w którym nie hospitalizujemy pacjentów, tylko przyjmujemy i rozwiązujemy problemy stanów nagłych i zagrażających życiu. Kiedy problem pacjenta nie może być rozwiązany w SOR to jest przekazywany na odpowiedni oddział. Jednym słowem w SOR codziennie pojawiają się również pacjenci z innymi chorobami niż COVID. Kiedy mówimy o COVID-19, to prawdą jest, że tacy pacjenci trafiają do naszego szpitala codziennie. Od listopada zmieniła się definicja potwierdzonego przypadku pacjenta zakażonego, oznacza to że uznawane są również szybkie testy antygenowe, które szpital wykonuje już od października. Pozwala nam to po 15 minutach potwierdzić, że pacjent jest zakażony. W związku z tym pacjentów z potwierdzonym zakażeniem jest wielu, ale czy coraz więcej? Z pewnością nie mniej.

TS: „Szpitale Pomorskie”, w skład którego wchodzi właśnie wejherowska lecznica, poinformowały o tym, że m.in. w Wejherowie od 16 listopada powstał oddział zakaźny dla pacjentów zakażonych COVID-19.
JP:
Szpital na mocy decyzji wojewody musiał wydzielić 50 łóżek do leczenia pacjentów zakażonych COVID-19. Mamy praktycznie zajętych większość łóżek – dziś 45 na 50 dostępnych. Nie chciałbym nazwać go oddziałem zakaźnym. Bo co do zasady nie pełni takiej funkcji. To jest oddział dedykowany pacjentom z COVID-19. Aby mógł powstać, musieliśmy zawiesić podstawową działalność oddziałów: Chorób Płuc, Rehabilitacji Kardiologicznej oraz Laryngologii. Personel, który pracował na tych oddziałach wspierany przez personel z innych oddziałów szpitala zajmuje się teraz pacjentami zakażonymi SARS-CoV-2. Jest to dla szpitalu duże i trudne wyzwanie. Jeszcze większe dla wszystkich, którzy zakażonymi pacjentami się zajmują.

TS: Podczas konferencji prasowych premiera RP i ministra zdrowia słyszymy, że wydolność służby zdrowia jest już na granicy. Jak to wygląda z perspektywy szpitala w Wejherowie?
JP:
Sytuacja jest rzeczywiście trudna, bo poza tym, że pacjenci są różni i wielu z nich jest w stanie ciężkim, to choruje również personel. Jeżeli nie ma personelu, to te same zadania muszą wykonać pozostałe w pracy osoby. Chorują lekarze i pielęgniarki, choruje też inny personel. Z takimi trudnościami się borykamy. W takiej sytuacji zdarza się, że musimy ograniczać przyjęcia pacjentów planowych – osób, którzy nie chorują na COVID-19 i nie wymagają natychmiastowej hospitalizacji.

TS: Żyjemy w dobie pandemii koronawirusa, ale to nie jest tak, że inne choroby, wirusy, dolegliwości, czy schorzenia zniknęły. Co z tymi pacjentami?
JP:
Jedyne co możemy to przesunąć przyjęcie pacjenta nie wymagającego pilnej hospitalizacji, chociażby do endoprotezoplastyki stawu biodrowego czy kolanowego. Jest wiele schorzeń, których leczenie można odłożyć, ale nie w nieskończoność. Na pewno priorytetowi są pacjenci onkologiczni, bo tutaj czas odgrywa ważną rolę. Do tego dochodzą stany nagłe, czyli pacjenci przywiezieni przez zespoły ratownictwa medycznego, czy zgłaszający się samodzielnie na SOR. To są na pewno udary, zawały czy urazy. Te osoby zawsze uzyskają pomoc. Każdy przypadek traktowany jest indywidualnie. Lekarz każdorazowo ocenia, czy chory wymaga hospitalizacji. W tym trudnym okresie staramy się zapewnić dostęp do wszystkich świadczeń szpitalnych. Na pewno jest to trudniejsze do zrobienia, przede wszystkim ze względu na braki personelu i utrzymywanie pewnego reżimu sanitarnego. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że zakażenia są wszędzie. Dlatego mamy wdrożone procedury i przykładamy do bezpieczeństwa dużą wagę. Kiedy pojawia się taki pacjent mamy możliwość przekazania go na oddział „Covidowy”. Kiedy jest to pacjent chirurgiczny czy kardiologiczny, to wtedy nie jest już to takie proste. Trudno jest też przekazać do dedykowanego ośrodka pacjenta, który z powodu zakażenia wymaga respiratoroterapii.

TS: W mediach społecznościowych wejherowski szpital poinformował o pierwszym zakażonym koronawirusem pacjencie podłączonym do urządzenia ECMO. To nowa metoda leczenia?
JP:
Nie jest to nowa terapia. Polega ona na zewnątrzustrojowym natlenianiu krwi przez specjalne urządzenie. Są pewne warunki do zastosowania takiej terapii. W naszym szpitalu są trzy takie urządzenia.

TS: Szpital podaje, że ten 45-letni pacjent trafił do was z ostrą niewydolnością oddechową. Jego płuca zostały uszkodzone w ponad 70 proc. To przez COVID-19?
JP:
Tak. Tomografia komputerowa wykazała, że w takim procencie jego płuca są zajęte przez chorobę spowodowaną wirusem.

TS: Co dzisiaj wiemy o COVID-19? Jakie osoby znajdują się w grupie ryzyka, że może im grozić hospitalizacja. Jeszcze jak sanepidy mogły raportować media o koronawirusie, to informowały o tym, że tyle i tyle osób jest hospitalizowanych z powodu chorób współistniejących.
JP:
Możemy powiedzieć to samo. Najbardziej narażone są osoby starsze czy z osłabionym układem odpornościowym. Do grupy ryzyka zalicza się osoby z takimi chorobami współistniejącymi, jak cukrzyca, nadciśnienie tętnicze czy również osoby otyłe. Z obserwacji wynika, że ciężej przechodzą chorobę. Na SOR trafiają też młodzi ludzie z gorączką czy kaszlem, którzy nie wymagają hospitalizacji i mogą być leczeni w warunkach izolacji domowej. Natomiast osoby, które zostają w szpitalu, to głównie starsi ludzie, przywiezieni np. z domów pomocy społecznej.
Te osoby są najbardziej narażone na cięższy przebieg choroby. Są to pacjenci, którzy ze względu na wiek i wspomniane choroby współistniejące mają mniejsze rezerwy ustrojowe. Statystycznie nawet w przypadku zakażenia grypą, infekcja u osoby starszej będzie bardziej niebezpieczna niż u młodego człowieka.

TS: Serfując po Internecie w kontekście koronawirusa cały czas natrafimy na osoby po dwóch stronach barykady. Po jednej są osoby poważnie traktujące epidemię w Polsce, a po drugiej, którzy twierdzą, że ten wirus nie jest taki straszny.
JP:
Niewierzących i sceptyków zapraszam do nas do szpitala na „covidowy” oddział do pomocy np. paniom pielęgniarkom, gdzie będą mogli się przekonać jak ciężko chorują pacjenci, a także umierają w przebiegu tej choroby.

TS: Jest pan optymistą, czy pesymistą? Czytamy, że szczepionka może pojawić się w grudniu, albo styczniu. Od momentu jej wprowadzenia, jak długo będzie jeszcze wygaszana epidemia?
JP:
Zdecydowanie jestem optymistą, że wszystko się kiedyś skończy. Niestety, nie wiemy kiedy. W tym przypadku pojawiają się pytania, jak szybko uda się przeprowadzić szczepienia, jak wiele osób zostanie zaszczepionych i jaka będzie populacyjna odpowiedź na szczepionkę, czyli jak szczepienie będzie skuteczne. Tutaj czas odgrywa rolę. Na ocenę będziemy musieli poczekać wiele miesięcy. W Polsce na początku epidemii były duże restrykcje, potem niskie, nawet bardzo niskie, znów zostały podwyższone, znowu spadły i je ponownie podwyższono. Byliśmy i jesteśmy niekonsekwentni. Tym trudniej oceniać, czy zastosowane narzędzia prawne przynoszą skutek i jak wpłyną na wygaszanie epidemii.

TS: Czas epidemii jest niezwykle trudny dla nas wszystkich, ale dla personelu medycznego szczególnie. Czy my jako zwykli mieszkańcy, możemy jakoś pomóc?
JP:
Oczywiście. Przede wszystkim stosujmy się do kluczowych zaleceń. Najważniejsze z nich to prawidłowo noszona maska zasłaniająca usta i nos. W ten sposób chronimy przede wszystkim innych, w tym osoby starsze. Kolejne to mycie i odkażanie rąk. Znaczenie ma też dystansowanie społeczne i unikanie dużych skupisk ludzkich. Ograniczmy do minimum kontakty z osobami starszymi i schorowanymi. Nie lekceważmy objawów, zgłaszajmy się do swoich lekarzy POZ, w przypadku podejrzenia zachorowania żądajmy wykonania testu. Zachowujmy się odpowiedzialnie.

Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wejherowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto