Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Książki z zakurzonej półki: Hermetyczny przewodnik po Berlinie „dziobomurów”

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Günter Grass, „Rozległe pole”, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2000
Günter Grass, „Rozległe pole”, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2000 fot. archiwum
„Ulisses” Jamesa Joyce’a ma 831 stron. „Rozległe pole” Güntera Grassa - 677. Czy ma to oznaczać, że Joyce jest o 154 strony lepszy od Grassa? A może gorszy, jeśli kondensację uznamy za zaletę.

Właściwie trudno porównywać obu pisarzy i obie powieści. Joyce był prekursorem nowej formy w prozie - przełamywał XIX-wieczne konwenanse, po nim nie można już pisać tak jak przedtem. Z Grassem sprawa wygląda nieco inaczej, niemiecki pisarz nie był nowatorem formy, pisał tradycyjnie, może nawet trochę rozwlekle. A jednak czytając jego „Rozległe pole”, nie można nie zauważyć pewnych analogii do wielkiego Irlandczyka.

O „Ulissesie” mówi się, że można z nim w ręku zwiedzać Dublin, jak z przewodnikiem. To samo dałoby się powiedzieć o Grassie. „Rozległe pole” to też przewodnik, przewodnik po Berlinie z przełomu lat 80. i 90., Berlin „dziobomurów”, czyli ludzi roztłukujących słynny mur.

Theo Wuttke zwany Fontym i jego nieodłączny towarzysz ze Stasi, „cień-za-dnia-i-w-noc” Ludwig Hoftaller, przemierzają Berlin z końca w koniec - część zachodnią i wschodnią: ulice, place, parki, sklepy, lokale gastronomiczne, urzędy państwowe. Jeśli przybysz z prowincji będzie chciał zobaczyć perkoza dwuczubego w parku Tiergarten, może go łatwo odnaleźć posługując się „Rozległym polem” jak mapą.

Na tym zresztą analogie pomiędzy Joyce’em i Grassem się kończą. Pierwszy był moralistą. Grassa raz za razem ponosi temperament polityka. I to właśnie kwestie polityczne, konkretnie wchłonięcie NRD przez RFN, wzbudziły najpoważniejsze kontrowersje, wywołując zażarte polemiki wobec dzieła noblisty.

Śledząc kartka po kartce „Rozległe pole”, trudno mieć wątpliwości co do żalu za utratą „pierwszego niemieckiego państwa robotników i chłopów”, wyrażonego przez autora ustami głównego bohatera. Zdając sobie sprawę ze wszystkich paradoksów ustroju komunistycznego, Fonty - stary człowiek, który całe swe życie przeżył najpierw w państwie Hitlera, a potem Grotewohla, Ulbrichta i Honeckera, krytycznie patrzy na proces „zwijania” gospodarki Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
„Wszystko, co teraz jest u nas na wierzchu, albo wypłynęło już dzisiaj, albo spodziewa się wypłynąć jutro, budzi we mnie bezgraniczne obrzydzenie, ta ograniczona, samolubna, zachłanna szlachta, ta zachłanna i tępa kościelność, ten wieczny oficer rezerwy, ten okropny bizantynizm”. „Niemiecka jedność jest zawsze jednością zdzierców i szubrawców” (przy porównaniu roku 1871 i roku 1990). Dyskutując na temat gilotyny, Fonty mówi: „Miliony robotników i urzędników poddawane są procesowi ścinania, w wyniku którego człowiek wprawdzie nie zostaje skrócony o głowę, ale nóż gilotyny ścina jego zarobek, jego jeszcze wczoraj pewne miejsce pracy, bez którego on… jest jakby bezgłowy”.

Tyle cytatów… Już tylko tych kilka zdań mogło rozsierdzić „Wessich”, którzy nieśli do wschodnich landów kaganek wolnego rynku i demokrację. Gdyby jednak „Rozległe pole” sprowadzić wyłącznie do krytyki poczynań rządu Helmuta Kohla i do cichego żalu za światem „trabanciarzy”, kiedy wszyscy mieli pracę i musieli obowiązkowo uczestniczyć w pierwszomajowych pochodach, mielibyśmy traktat polityczny, a nie powieść. Do tego Grass nie mógł jednak dopuścić.

W książce mamy bezustannie do czynienia z symbolami. Takim symbolem jest „paternoster” - dźwig osobowy w ministerstwie, gdzie pracuje Fonty, winda powolna jak całe życie w obozie realnego socjalizmu, prymitywna, niebezpieczna w użyciu, ale swojska, pozwalająca na długie rozmowy podczas jazdy od piwnicy po strych. Symbolem wiecznego agenta bezpieki jest Hoftaller, nieodzowny w dyktaturze i w demokracji, w komunizmie i w kapitalizmie. Mefistofeles czuwający nad swoim Fontym. Jest to zresztą diabeł mało groźny, trochę śmieszny w swoich poczynaniach (np. gdy w kapciach i fartuchu urzęduje w kuchni Wuttków). Bardziej opiekun niż szpicel, który przegrywa swą walkę o Małgorzatę… Podrzucona dziadkowi przez Stasi francuska wnuczka nie ma w sobie nic z potulności dziewicy Goethego, nie czuje respektu wobec Hoftallera-Mefistofelesa, traktując go obcesowo, niemal jak chłopca na posyłki. I to właśnie ona wyzwala ostatecznie Fonty’ego, to z nią stary prelegent Kulturbundu wyrusza wreszcie w świat bez swojego „cienia-za-dnia-i-w-noc”… Madelaine jest bodaj najsympatyczniejszą postacią powieści, emanuje z niej ciepło, energia, prawdziwie francuski temperament, świadczy to, że pisarz tak głęboko zaangażowany w politykę potrafi po mistrzowsku malować piórem ludzkie charaktery.

Czytając „Rozległe pole” - i teraz, i dwie dekady temu - łapałem się co chwila na myśli, że powieść mogłaby być lepsza, gdyby Grass skrócił ją o połowę. Upadek Berlińskiego Muru, próby przystosowania się do życia w nowym ustroju przez ludzi dziesiątki lat zżytych z systemem sowieckim, czyż nie jest to materiał sam w sobie wystarczający na ważną książkę?

W Polsce do tej pory chyba żaden z pisarzy nie poddał wiarygodnej analizie transformacji ustrojowej, jakiej byliśmy uczestnikami w latach 80. i 90. Brak epickiej opowieści o ludziach tego okresu, bezradnych wobec nowego, lub odnajdujących się w wolnym rynku. Takiej „Lalki” z końca XX wieku… Grass tego dokonał i mógł na tym poprzestać. Ale tego nobliście było mało. On chciał nadać powieści wyraz bardziej uniwersalny. Swego głównego bohatera - Wuttkego uczynił alter ego wybitnego pisarza niemieckiego XIX wieku Theodora Fontanego. Fonty urodził się równo sto lat po Fontanem, ma podobny do pierwowzoru życiorys, myśli, czuje, postępuje jak on. Połowa zawartości „Rozległego pola” to dywagacje na temat twórczości Fontanego i stworzonych przez niego postaci. Bohaterowie z „Grety Minde”, „Schacha z Wuthenow”, „Cecile”, „Kwity”, „Effi Briest”, „Stechlina” i innych utworów Fontanego wpleceni nierozerwalnie w akcję współczesnej powieści. Niekończące się cytaty…

Pisząc „Rozległe pole”, Grass wykazał się olbrzymią erudycją, stawiając paralelę pomiędzy Fontym i Fontanem chciał zapewne udowodnić, że na dobrą sprawę świat ludzki jest niezmienny, to, co się wydarzyło przed stu laty, może wydarzyć się dzisiaj, że Niemcy kajzerowskie, hitlerowskie i kohlowskie to w gruncie rzeczy ten sam kraj. Doceniając niezwykłość pomysłu literackiego Grassa, nie można nie odczuć trudności w jego odczytaniu. Dla polskiego czytelnika książka chwilami jest chyba zbyt hermetyczna i przez to niezrozumiała. Głównym pożytkiem, jaki wyniosłem z tej lektury, była chęć bliższego zapoznania się z życiem i dziełem Theodora Fontanego… i dopiero wtedy ponownego przestudiowania „Rozległego pola”. Grass pomógł mi także zrozumieć Berlin, to przedziwne miasto, które w takim samym stopniu może wzbudzać odrazę i podziw, miłość i nienawiść.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Książki z zakurzonej półki: Hermetyczny przewodnik po Berlinie „dziobomurów” - Dziennik Bałtycki

Wróć na wejherowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto