Nina Kudrenko, wejherowska repatriantka z Kazachstanu traci wzrok.Nina Kudrenko jest pierwszą repatriantką, która zamieszkała w Wejherowie. Pochodzi z okolic Karagandy we wschodnim Kazachstanie. Rodzina ma polskie korzenie, zostali zesłani do Kazachstanu w 1936 roku, początkowo mieszkając w tzw. ziemiankach. Pani Nina urodziła się 13 lat później. Jest wdową, gdy miała zaledwie 35 lat, mąż zginął w wypadku. Przyjechała do Wejherowa na zaproszenie władz miasta, od Wojciecha Gębarowskiego z Orlexu otrzymała w pełni wyposażone mieszkanie w bloku.
Powitanie w świetle jupiterów
W 2003 roku, kiedy przyjechała do Wejherowa, witano ją w świetle jupiterów. Był wojewoda pomorski, władze miasta, telewizje i wielu innych gości. Kobieta ze łzami w oczach odbierała dokumenty poświadczające nadanie polskiego obywatelstwa przez Ryszarda Kurylczyka, ówczesnego wojewodę. Przez 13 lat kobieta zadomowiła się w Wejherowie. W okolicy mieszka też jej córka i wnukowie - przyjechali z Kazachstanu później, po pani Ninie. Wnukowie skończyli studia w Trójmieście. Rodzina regularnie ją odwiedza i pomaga.
- A na co dzień mogę liczyć na wsparcie sąsiadów, to złoci ludzie, taki sąsiad to skarb. Przeczytają mi co trzeba, napiszą pismo, bo w obecnym stanie mojego wzroku czytanie i pisanie jest wykluczone. Interesują się, nigdy nie odmówią wsparcia. Do niedawna pomagała też siostra Klara od szarytek, ale teraz sama ma kłopoty ze zdrowiem - mówi kobieta.
Kłopoty z oczami kobieta miała od zawsze. Na rencie była od 28 roku życia. 20 lat temu, jeszcze za czasów gdy mieszkała w Kazachstanie, nastąpił mały cud. Wtedy też prawie nic nie widziała, a tamtejsi lekarze nic już dla niej nie mogli zrobić. Syn pani Niny mieszkał w Niemczech. Zasięgnął języka i dowiedział się, że są szanse na uratowanie wzroku matki. Kobieta zdecydowała się na desperacki krok: sprzedała dom i kosztowności. Mając pieniądze pojechała do Niemiec na leczenie, trafiła pod opiekę profesora Wladimira Kapralowa.
Pijany woźnica zniweczył skutki operacji
Efekt operacji zaskoczył nawet tamtejszych lekarzy - wzrok udało się przywrócić w 50 procentach! Pani Nina po operacji wróciła do Kazachstanu. Sielanka związana z tym, że w końcu wszystko widzi, trwała pięć lat. Kobieta po tak poważnej operacji oczu miała unikać wszelkich wstrząsów: nie mogła podróżować pociągami (o samolocie nie wspominając), skakać itp. Pewnego dnia zdarzył się wypadek - pijany woźnica wjechał w panią Ninę, ta upadła na ziemię.
- Jak ja wtedy strasznie krzyczałam. Nie z bólu, bo nie byłam poważnie ranna, ale z wściekłości i rozpaczy. Od razu czułam, że ze wzrokiem jest gorzej. Sprzedałam majątek całego życia, a ten pijany człowiek wjechał we mnie i wszystko zepsuł!
Od tego czasu wzrok zaczął się systematycznie pogarszać. Obecnie widzialność prawego oka wynosi zaledwie 1 procent, lewego jeszcze mniej. Ma postępującą krótkowzroczność, do tego zaćmę, jaskrę, kłopoty z siatkówką.
Lekarze rozłożyli ręce
W 2014 i 2015 roku przeszła zabiegi w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. One jednak nie przyniosły przełomu. Teraz lekarze rozłożyli ręce, każąc kobiecie przygotować się na nadchodzącą ślepotę. I wtedy pani Nina przypomniała sobie o profesorze Kapralowie. Nadal pracuje w zawodzie, rodzina pomogła go znaleźć w klinice w Monachium. Kobieta rozmawiała z nim telefonicznie, przedstawiła sprawę.
- Doktor powiedział, żebym przyjechała na wizytę, zbada mnie i zrobi co w jego mocy, by poprawić wzrok. Może będzie możliwy zabieg laserem, czego nasi lekarze zrobić już nie mogą - tłumaczy kobieta.
Wstępnie koszty pomocy niemieckich specjalistów wyceniono na 40 tysięcy złotych. No i pojawił się kłopot z pieniędzmi. Pani Nina nie ma domu, jak 20 lat temu w Kazachstanie, żeby go sprzedać i sfinansować wyjazd. Gdyby miała, bez wahania by go sprzedała - mówi.
- Mam pełne zaufanie od tego człowieka, już raz uratował mi wzrok. To moja ostatnia deska ratunku. Jeśli on powie, że nic nie można zrobić, z pokorą będę czekała na ślepotę - mówi pani Nina.
Syn zadeklarował, że zawiezie matkę do Monachium, więc koszty transportu i cała logistyka jest załatwiona.
- Może też znajdzie się jakiś sponsor... Mam 67 lat, ale jestem przerażona mgłą, którą widzę coraz mocniej. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić dnia, gdy będę miała tylko szarość przed oczami - mówi pani Nina.
Osoby, które mogłyby w jakikolwiek pomóc Ninie Kudrenko w kwestii wyjazdu do okulisty w Niemczech, proszone są o kontakt z wejherowską redakcją Dziennika Bałtyckiego, tel. 58 677 25 59 mail: [email protected]
Giganci zatruwają świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?