Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patriotycznie Zakręceni. Gdańska rewolucja listopadowa

Marek Adamkowicz
Dawna siedziba dowództwa XVII Korpusu Armijnego w Gdańsku
Dawna siedziba dowództwa XVII Korpusu Armijnego w Gdańsku R.Kwiatek/ archiwum DB
Jesień 1918 roku była czasem niespokojnym. Przez Europę przetaczała się rewolucja, obalając królów i cesarzy. Niepokoje ogarnęły tez Gdańsk.

Są takie chwile, kiedy znany nam dotąd świat rozpada się, umiera i nic nie jest w stanie tego zatrzymać. Tak właśnie wyglądały listopadowe dni 1918 r. w Gdańsku. Miasto znajdowało się wprawdzie daleko od linii frontu, ale skutki trwającej cztery lata wojny i tutaj dawały się we znaki. Głód, choroby, wiadomości o krewnych i znajomych, którzy ginęli na polach bitew albo wracali do domów okaleczeni nie napawały optymizmem. Wybuch społecznego niezadowolenia stawał się tylko kwestią czasu. Tak też się stało. W styczniu 1918 roku doszło w Gdańsku, podobnie jak w innych miastach Rzeszy, do strajku stoczniowców i robotników metalowych. Była to jednak zaledwie przygrywka do poważniejszych wystąpień.

ZOBACZ : ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI 2013 - NASZA AKCJA "PATRIOTYCZNIE ZAKRĘCENI"

Sygnał przyszedł z Kilonii
30 października stacjonujące w Kilonii okręty Cesarskiej Marynarki Wojennej otrzymały rozkaz wyjścia z portu i stoczenia walki z jednostkami brytyjskimi. Dowództwo niemieckiej floty musiało zdawać sobie sprawę, że konfrontacja z silniejszą Royal Navy zakończy się klęską. Wiedzieli o tym również marynarze, którzy bynajmniej nie chcieli już ginąć za kajzera. Opanowali więc okręty, a na maszty wciągnęli czerwone flagi. W ciągu kilku dni ogień rewolucji rozlał się po kraju. 7 listopada Kurt Eisner proklamował Wolne Państwo Bawaria, a dwa dni później w Berlinie ogłoszono powstanie w Niemczech republiki. Rewolucjoniści opanowali w stolicy m.in. ratusz i więzienie Moabit.

Jak zauważył w swoich wspomnieniach Mieczysław Jałowiecki, delegat Rządku Polskiego w Gdańsku (1919-1920), "wyhodowanych na Rosję zarazków bolszewizmu nie udało się izolować i choroba zaczęła trawić truciciela", czyli Niemcy.

Echa tych wydarzeń dotarły na Pomorze, ówcześnie głęboką prowincję państwa niemieckiego. Zarzewiem konfliktu stał się Puck, w którym znajdowała się baza oraz szkoła lotnictwa marynarki wojennej. Stacjonujący w niej żołnierze, z których część stanowili okoliczni Kaszubi, wystosowali do dowództwa XVII Korpusu Armijnego w Gdańsku żądania lepszego traktowania, zwiększenia żołdu, wypuszczenia więzionych marynarzy oraz jednakowego wyżywienia dla oficerów i żołnierzy. Zostało to odczytane jako otwarty bunt, który należało stłumić jak najszybciej. Do pacyfikacji jednak nie doszło. Wojsko odmówiło przeprowadzenia tej akcji. Zamiast tego, zrewoltowana grupa z Pucka wyruszyła z bronią na Gdańsk.

Czytaj także: Jak Święto Niepodległości spędzą prezydenci?

Czerwone flagi i pociąg z Tczewa
Pod naciskiem protestujących, m.in. członków partii lewicowych, władze cywilne i wojskowe 9 listopada zgodziły się na przeprowadzenie w Gdańsku wielkiej demonstracji. Miała się ona odbyć następnego dnia na Targu Siennym.
O wyznaczonej na placu przed Bramą Wyżynną rzeczywiście zebrał się wielotysięczny tłum. Były przemówienia, obcinanie żołnierskich naramienników, łopot czerwonych flag. Jedna z nich zawisła na budynku dowództwa XVII Korpusu Armijnego (dzisiejszy Nowy Ratusz przy ul. Wały Jagiellońskie). W przemówieniach domagano się natychmiastowego zakończenia wojny, ale padały też żądania o charakterze socjalnym, m.in. domagano się wprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy, opieki nad bezrobotnymi, zrównania praw wyborczych kobiet i mężczyzn oraz wolności słowa.

Niejako w tle tych wydarzeń pojawiła się grupa robotników i zrewoltowanych żołnierzy z Tczewa. O wpół do dziesiątej dowiózł ich pociąg, z którego wysypało się półtorej setki "pasażerów". Ruszyli na miasto, by uwolnić swoich towarzyszy. Wypuścili żołnierzy przetrzymywanych w aresztach przy ulicach Elżbietańskiej i Łagiewniki, w więzieniu fortecznym przy ul. Mniszki oraz przy ul. Strzeleckiej.

Wśród osób, których chcieli oswobodzić rewolucjoniści, był działacz polski Franciszek Pałkowski. Wiosną 1918 r. aresztowano go za pomaganie młodym Polakom w uniknięciu służby wojskowej; został odnaleziony w więzieniu przy ul. Strzeleckiej. Już w okresie międzywojennym Pałkowski był nauczycielem i kierownikiem szkoły w Zblewie.

Freikorps robi porządek
Postępujący chaos wzbudził niepokój bogatszego mieszczaństwa i kadry dowódczej armii niemieckiej. Tamę rewolucji miały postawić tworzone w całych Niemczech tzw. Korpusy Ochotnicze (Freikorps). W Gdańsku jego bazą stała się Góra Gradowa.

Gdański Freikorps składał się zasadniczo z trzech części: oddziału studentów politechniki gdańskiej, którym przewodził prof. Otto Lienau, kompanii utworzonej głównie z żołnierzy 5 Pułku Grenadierów pod dowództwem kpt. von Groddecka oraz baterii artylerii kpt. von Brauna. W sumie było to około 600 żołnierzy.

Działalność ochotników sprowadzała się przede wszystkim do pacyfikowania wystąpień robotniczych. Nie bez znaczenia był jednak antypolski charakter tej formacji. Brała ona udział m.in. w ekspedycjach, które miały studzić zapędy ludności polskiej domagającej się przyłączenia Prus Zachodnich do odradzającej się Rzeczpospolitej. Tak było chociażby w Ełganowie. 28 marca 1919 r. wieś została otoczona przez kompanię piechoty wraz z artylerią. W poszukiwaniu broni wojsko przetrząsnęło należące do Polaków domy, ale znaleziono w nich zaledwie kilka strzelb myśliwskich.

Zobacz też: Święto Niepodległości 2013. Pieśni patriotyczne zabrzmią w gdańskim Teatrze Wybrzeże

Podobny scenariusz Niemcy zrealizowali w innych miejscowościach na Pomorzu, przy czym Polakom szczególnie dał się we znaki Freikorps Gerharda Rossbacha. Jego ludzie zjawiali się wszędzie, gdzie padało podejrzenie, że prowadzona jest działalność niepodległościową. Na trasie tych "wizyt" był Toruń, Gniew, Chełmża, Bory Tucholskie.

Po podpisaniu traktatu wersalskiego dla Rossbacha nie było już miejsca na Pomorzu, dlatego przeniósł się na Łotwę. Walczył tam z bolszewikami, ostatecznie jednak przegrał i wycofał się do Prus Wschodnich. W 1923 r. brał udział w przygotowaniach do puczu monachijskiego.

Powstanie, którego nie było
Pomimo obecności w Prusach Zachodnich znacznych sił niemieckich, w polskich kręgach niepodległościowych żywo dyskutowano w tym czasie pomysł wzniecenia powstania, które miało zadecydować o przyszłości Gdańska. Inspiracją do działania metodą faktów dokonanych były sukcesy powstańców wielkopolskich. Akcja zbrojna miała zostać przeprowadzona m.in. w oparciu o struktury Polskiej Organizacji Wojskowej oraz Organizacji Wojskowej Pomorza. Polscy konspiratorzy gromadzili broń, prowadzili rozpoznanie.

Dużą rolę w tych działaniach odegrał w nich Edmund Jonas, który służył w stacjonującym w Gdańsku 128 Pułku Piechoty. Mając dostęp do Generalnej Komendy XVII Korpusu Armijnego zbierał informacje dotyczące dyslokacji i liczebności wojsk niemieckich, rozpracowywał też plany twierdz, m.in. Grudziądza. Za zasługi w walce o niepodległość Polski został odznaczony Krzyżem Walecznych.

Ostatecznie akcji zbrojnej nie podjęto i z perspektywy czasu można chyba powiedzieć, że dobrze się stało. W ówczesnych realiach prawdopodobnie zakończyłaby się ona klęską.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto