Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wybory prezydenckie 2020. Rafał Trzaskowski: Potrzebna jest zmiana generacyjna. Trzeba patrzeć w przyszłość

Agaton Koziński
Agaton Koziński
Trzaskowski: Prezydent nie może być prezydentem totalnej opozycji. Nie może być też zakładnikiem jednej opcji politycznej - bo widzimy, jak to się kończy
Trzaskowski: Prezydent nie może być prezydentem totalnej opozycji. Nie może być też zakładnikiem jednej opcji politycznej - bo widzimy, jak to się kończy K_kapica_afk
Polacy oczekują od prezydenta, że w takich sytuacjach jak pandemia będzie odgrywał autonomiczną rolę, pobudzał rząd do działania, stawał w obronie słabszych. Tak się nie stało. Właśnie takie zdarzenia przełożyły się na spadek poparcia prezydenta - mówi Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Polski.

Dlaczego Bronisław Komorowski przegrał wybory w 2015 r.?
Obywatele chcieli zmiany, A do tego sztab od samego początku niestety nie traktował wyborów wystarczająco poważnie. W kampanii trzeba pracować od rana do nocy, pokazywać pełne zaangażowanie. Wtedy tego zabrakło.

Tak po prostu? Brak zaangażowania?
Od tego zwykle się zaczyna, a później błędy zaczynają się nawarstwiać i wpada się w korkociąg.

Andrzej Duda takich błędów jak Bronisław Komorowski nie popełnia. Wynika z tego, że Pan nie ma szans z nim wygrać.
Andrzej Duda przystępował do tych wyborów z pozycji absolutnego faworyta i chyba dalej nim pozostaje, ale jednak wiele się zmieniło. Nie jest chyba zadowolony z przebiegu własnej kampanii.

Pan powiedział, że przegrywa się, gdy się wpadnie w korkociąg błędów. Andrzej Duda w niego nie wpadł.
Moim zdaniem Andrzej Duda popełnia dokładnie te same błędy co sztab Bronisława Komorowskiego. Ale nie mnie oceniać działania konkurentów.

Duda nie popełnia tyle błędów w kampanii, ile zrobił Komorowski - chyba nawet Pan to przyzna.
Przez pięć lat prezydent nie umiał pokazać krztyny niezależności. Nie umiał zaproponować rozwiązań, które byłyby skierowane szerzej niż tylko do jego zaplecza politycznego. Jego poprzednicy byli politykami o niezależnej pozycji. Andrzej Duda jest niestety prezydentem uzależnionym wyłącznie od jednej opcji politycznej, a właściwie od swojego lidera. Wszyscy w Polsce to widzą, również duża część elektoratu PiS-u.

Pan twierdzi, że Komorowski w 2015 r. przegrał , bo Polacy chcieli wtedy zmienić prezydenta. Duda do hasła zmiany się odwołał - i tamte wybory wygrał. Ale co było powodem tej chęci zmiany?
Obywatele bardzo często opowiadają się za zmianą, co sprawia, że w polskich warunkach bardzo trudno jest być prezydentem dwie kadencje z rzędu. Dziś to pragnienie zmiany staje się coraz bardziej obezwładniające. Dzieje się tak z prostej przyczyny. PiS obiecał wyborcom silne państwo. Część elektoratu partii rządzącej było w stanie zaakceptować pójście na skróty, uwłaszczanie się na państwie, licząc, że mimo to uda się zbudować silne, sprawcze państwo. Tymczasem epidemia pokazała, że to państwo pod rządami PiS jest dramatycznie słabe. Stąd bierze się lawinowe rozczarowanie prezydentem.

Pan chce być silnym prezydentem w Polsce silnej samorządami. To nie jest sprzeczność? Jak zarządzać państwem, w której władze lokalne mają większość kompetencji?
To są dwie zupełnie różne rzeczy. Gwarantuję silnego prezydenta - czyli takiego, który nie będzie się nikomu kłaniał, niezależnie od tego, kto będzie rządził. Ale gwarantuję też, że nie pozwolę zniszczyć samorządów. Wręcz przeciwnie, będę starał się je wzmacniać.

Właśnie o tym mówię - im mocniejsze samorządy, tym słabsza władza centralna.
Dynamiczny rozwój Polski w ostatnich 30 latach to przede wszystkim zasługa samorządów. Ale jednocześnie te dwie motywacje sobie wzajemnie nie przeczą.

Załóżmy scenariusz, że w Polsce mamy powódź. W takich sytuacjach od władz oczekuje się reakcji - Pan, będąc ministrem, jeździł z premierem Tuskiem po wałach przeciwpowodziowych. Jak kompetencje władz przejmą samorządy, to kto zajmie się takimi sprawami?
Są sytuacje, w których samorządy sobie same nie poradzą. Natomiast są takie sytuacje kryzysowe, że oczywiście potrzebna jest interwencja i pomoc państwa. To ma głęboki sens.

W 2015 r. PiS miał wiele trafnych diagnoz, choćby dotyczących programu „500 plus”. Ale, jak wygrali wybory, przestali słuchać ludzi

„PiS nawiązało kontakt z olbrzymią częścią społeczeństwa, z którą myśmy nie nawiązali kontaktu - tą, która nie czuła się beneficjentami transformacji w Polsce” - mówił Pan w 2017 r. w wywiadzie dla RMF. Teraz zaczął Pan jeździć po Polsce. Jak wypada weryfikacja Pana uwagi sprzed trzech lat?
PiS miał wiele trafnych diagnoz, choćby dotyczących programu „500 plus”. Poza tym politycy tej partii jeździli pięć lat temu po Polsce i rzeczywiście słuchali ludzi. Ale po tym, jak wygrał wybory w 2015 r., przestał ich słuchać. Za to my wyciągnęliśmy lekcję i zaczęliśmy akcję odwiedzania wszystkich powiatów. Dziś też w kampanii jeździmy po całej Polsce.

Teraz mnie Pan przekonuje, że Wy jako Platforma jeździliście po Polsce przez ostatnie pięć lat?
Oczywiście. Nie pamięta pan naszej akcji objeżdżania wszystkich powiatów? Inicjatywa „Porozmawiajmy” trwa do dzisiaj dwa lata, sam zjechałem Polskę wzdłuż i wszerz.

Tak, te akcje pamiętam - ale to nie były spotkania z ludźmi, tylko z Waszym żelaznym elektoratem.
Ależ skąd! To były otwarte spotkania, na które przychodzili ludzie o różnych poglądach. Wszystkie z tych spotkań były bardzo interesujące. Podobnie jest dziś, kiedy na każdym widzę, że rozróżnienie na małe i duże miasta się zaciera - bo w czasie epidemii znaczenia nabierają kwestie zupełnie podstawowe. Tyle że rządzący tego kompletnie nie zauważyli. Najlepszym tego dowodem są pytania w czasie debaty prezydenckiej w TVP, które miały tylko uderzać we mnie, ale za to całkowicie rozminęły się z tym, czym żyją dzisiaj Polacy. I podobnie dziś z rzeczywistością rozmija się PiS.

Wybory z ubiegłego roku, które PiS wygrywał z rekordowym poparciem, pokazywały, że tak bardzo się nie rozmijali z oczekiwaniami Polaków. Sześć miesięcy temu wyborów prezydenckich by Pan nie wygrał. Co się zmieniło, że teraz ma Pan na to szanse?
Nie wiem, czy nie wygrałbym. To jest pańska teza. Faktem jest, że w czasach dobrej koniunktury łatwo jest rządzić i rozdawać pieniądze. I to PiS opanował nieźle. Ale w czasach kryzysu spowodowanego epidemią niestety pogubili się kompletnie i nie przygotowali nas na trudne czasy.

Obietnicę „500 plus” było spełnić stosunkowo łatwo. Ale zreformowanie służby zdrowia okazało dla rządzących za trudne

A teraz szczęście ma Pan, bo trafił na pandemię, która zakłóciła dotychczasowe trendy polityczne.
Pandemia pokazała, że obietnica budowy silnego państwa okazała się pusta. PiS potrafił trafnie diagnozować słabości III Rzeczpospolitej. Ale obiecał, że państwo będzie silniejsze - tymczasem wszyscy dziś widzą, że państwo w epidemii jest dramatycznie słabe. Jedynym programem, który udał się obecnej władzy, jest program „500 plus” - ale taką obietnicę stosunkowo łatwo spełnić, gdy są pieniądze w budżecie. Ale już zreformowanie służby zdrowia okazało się dla partii rządzącej za trudne. Niestety, niezbyt trudne okazało się dla dzisiejszej władzy niszczenie polskiej edukacji. To największy grzech rządzących. Rząd po prostu niszczy polskie szkoły, i to, niestety, bez żadnego powodu. To widzi każda polska rodzina.

Na marginesie Pana uwag, że rząd sobie nie radzi z pandemią. W Polsce z powodu koronawirusa umiera średnio 35 osób na milion mieszkańców. W Niemczech - 107 osób. W Belgii - 848.
Tylko że świetnie pan wie, że nie o to w tym wszystkim chodzi.

Wydawało mi się, że chodzi o to, by ratować ludzkie życie.
Nikt nie krytykował rządu, gdy wprowadzał obostrzenia: zamykał granice, szkoły, wprowadzał kwarantanny. Jako samorządowiec współpracowałem przez sześć-siedem tygodni z rządem i nawet nie mrugnąłem okiem. Nakaz pozostania w domu nie wymaga jednak wielkiej kreatywności. Gdy tylko okazało się, że trzeba działać aktywnie, zacząć wychodzić z pandemii, pomagać przedsiębiorcom, odmrażać gospodarkę, tłumaczyć krok po kroku, jak to robić, to nagle zobaczyliśmy państwo, które nie jest ani trochę silniejsze, niż było wcześniej.

Teraz Pan atakuje rząd za to, że za wolno odmraża gospodarkę, czy że za szybko?
Wszystko jest robione bez żadnego systematycznego planu. Wiadomo, że odmrażanie gospodarki zaczęło się po to, żeby móc przeprowadzić wybory 10 maja. To był jedyny, nadrzędny cel - i działano bez żadnego planu, poważnych konsultacji z kimkolwiek. Decyzje były podejmowane z piątku na sobotę. Proszę przejechać się po Polsce i porozmawiać z przedsiębiorcami. Powiedzą, jak jest - że część z nich dostała jakieś wsparcie, a część żadnego. Właśnie takie zdarzenia przełożyły się na spadek poparcia prezydenta. Polacy oczekują od niego, że w takich sytuacjach prezydent będzie odgrywał autonomiczną rolę, pobudzał rząd do działania, stawał w obronie słabszych.

Gdyby Pan był prezydentem, to umiałby już miesiąc czy dwa miesiące temu narysować precyzyjny plan działania w sytuacji tak nieprzewidywalnej jak obecna pandemia?
Gdybym był prezydentem, to wspierałbym rząd, ale i wymagał realizacji podstawach zadań. Rolą prezydenta powinno być zgłaszanie własnych inicjatyw i pobudzanie rządu do działania. Andrzej Duda niczego takiego nie robił. Prezydent na czas epidemii zniknął. Nie zabrał w żadnej istotnej sprawie głosu, jedynie zrobił sobie kilka zdjęć z ministrem Szumowskim. A przecież jego rolą powinno być stanąć w obronie wszystkich tych, którzy zostali pozostawieni sami sobie. Rządzących rozlicza się z tego, jak sobie radzili w trudnym momencie. Koronawirus to pierwsze poważne wyzwanie dla obecnej władzy - trzeba dziś jasno powiedzieć - władza nie zdała tego egzaminu.

Zmieńmy temat. Gdy uda się Panu wygrać wybory, kto znajdzie się w Pana kancelarii prezydenta?
Nie myślę dziś o składzie kancelarii. Rozmawiam z Polkami i Polakami.

Wydawało mi się, że Pan walczy w wyborach nie po to, żeby je wygrać, tylko po to, żeby być przez pięć lat prezydentem. A do tego drugiego potrzebni są ludzie w kancelarii.
Wiem, jakim chcę być prezydentem i będę dobierał współpracowników, kierując się kryteriami kompetencji i stawianych przed nimi zadań. Podkreślam. Będę to stanowisko sprawował w sposób w pełni niezależny - ale też pozostanę otwarty na współpracę. Całym swoim życiem zaświadczyłem, że współpracować potrafię. Prezydent nie może być prezydentem totalnej opozycji. Nie może być też zakładnikiem jednej opcji politycznej - bo widzimy, jak to się kończy, gdy prezydent nie umie nigdy wyciągnąć ręki do swoich krytyków. Ja jestem absolutnie gotów wspierać rząd w jego decyzjach - jeśli one będą racjonalne.

Jeśli prezydentem Pan zostanie, to jednak kancelarię też będzie Pan musiał stworzyć. Według jakiego klucza będzie Pan dobierał do niej ludzi? Będzie Pan szukał raczej specjalistów, czy raczej sięgnie po kolegów partyjnych?
W kancelarii muszą być specjaliści, ale prezydent musi mieć także wsparcie osób mających pojęcie o tym, czym jest polityka.

Ma Pan już pomysły, kogo z Platformy zaprosi do swojej kancelarii?
Rozumiem pańską ciekawość, ale naprawdę proszę nie wciągać mnie w takie spekulacje. Nie zaprzątam teraz sobie tym głowy. Mogę jedynie zapewnić, że przynależność do jakiejkolwiek partii politycznej nie będzie kryterium, jakim mam zamiar się kierować. Mam wiele pokory w sobie i wiem, jak długa droga dzieli mnie jeszcze od wygranej.

Ale w sondażach Pan rośnie.
Rzeczywiście, trendy są pozytywne, sondaże coraz lepsze, ale cały czas to prezydent jest faworytem w tym wyścigu. Byłoby wyrazem wyjątkowego zadufania w sobie, gdybym już teraz planował decyzje dotyczące przyszłości i składu kancelarii prezydenta.

Pan zawsze miał opinię polityka wielkomiejskiego. Jak Pan się odnajduje w mniejszych ośrodkach w czasie tej kampanii?
Taka opinia nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Przez prawie całe dorosłe życie porusza się Pan w trójkącie Warszawa-Kraków-Bruksela.
Równie dobrze mógłby pan o ten trójkąt zapytać prezydenta Dudę. On całe życie zdaje się właśnie w tych trzech miastach. Ja znaczną część swojego spędziłem również na Śląsku, skąd pochodzi moja żona. Znam Śląsk i jego problemy naprawdę dobrze. Poza tym, będąc od dwóch lat prezydentem Warszawy, współpracuję ze wszystkimi samorządowcami w całej Polsce. Non stop jeździmy do siebie, rozwiązujemy wspólnie problemy. Mówienie dzisiaj, że duże miasta mają inne problemy niż mniejsze miejscowości jest strzałem kulą w płot. Duże miasta i małe gminy mają bardzo podobne kłopoty. Dziś jestem postrzegany przede wszystkim jako samorządowiec. Idę do tych wyborów jako przedstawiciel społeczności lokalnych. Wszystkich. Od najmniejszej gminy w Polsce do dużych miast. Polska potrzebuje takiego podejścia. Uszanowania i wspierania tego, że naszą ojczyznę budują małe ojczyzny.

Bronisław Komorowski pięć lat temu przegrał, bo został uznany za polityka elitarnego, oderwanego od problemów, którymi żyją Polacy. Pan teraz wchodzi w jego buty, w tym sensie, że podobnie jak on startuje z ramienia Platformy Obywatelskiej - ale teraz wokół kandydata PO wieją inne wiatry. Co się zmieniło: Pana partia czy Polacy?
Uważam, że w polityce potrzebna jest zmiana generacyjna. Spory toczące polską politykę przez ostatnie lata w znacznym stopniu się wyczerpały. Trzeba patrzeć w przyszłość, a nie wracać do konfliktów, którymi ja też jestem już nieco zmęczony. Kiedy słyszę po raz kolejny pytania w stylu: Jak pan skomentuje słowa Kaczyńskiego, albo co sądzę o ostatniej wypowiedzi premiera Morawieckiego, który zarzuca mi lub komuś coś, to nie mam ochoty tego komentować. Zarządzam na co dzień dużym miastem, podejmuję ważne i trudne decyzje i chciałbym, wymagam od polityków powagi. Taka musi być każda formacja polityczna, która ma ambicje wpływać na losy naszego kraju. Na losy Polaków. Dotyczy to również PO i Koalicji Obywatelskiej. Dostrzegam tutaj bardzo pozytywne zmiany.

Ile dziś Pana partia ma wspólnego z Platformą Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny?
Zaszła pokoleniowa zmiana i to widać. Z tego starego sporu Tusk-Kaczyński realnie na polu został już tylko Jarosław Kaczyński. Odnoszę wrażenie, że coraz częściej stoi na tym polu sam. Że walczy z cieniami i najchętniej toczyłby dalej wojny i spory, które rozstrzygnięte zostały w przeszłości. Przed Polską, Unią Europejską stoją poważne wyzwania. Musimy budować system zaufania w Europie i musimy budować społeczeństwo, którego fundamentem jest właśnie zaufanie. Jeśli kwestia ochrony zdrowia, edukacji, pomocy dla osób tracących pracę po pandemii będą ciągle przedmiotem sporu politycznego, to nie rozwiążemy tych problemów.

Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem w Waszyngtonie. Jak to wpłynie na końcówkę kampanii wyborczej?
Myślę, że wszyscy zadają sobie pytanie, czy ta wizyta trzy dni przed zakończeniem kampanii była konieczna. Czy na pewno decyzje dotyczące zakupu technologii do budowy elektrowni atomowej były dostatecznie przemyślane? Czy na pewno chodziło o polską rację stanu, a nie doraźna korzyść polityczną? Zrobię wszystko, aby nasza polityka w NATO i strategiczne relacje ze Stanami Zjednoczonymi były tym, co dalej łączy całą klasę polityczną. To zbyt ważne, żeby czynić to przedmiotem kampanijnego sporu.

promo]4051;1;[/promo]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wybory prezydenckie 2020. Rafał Trzaskowski: Potrzebna jest zmiana generacyjna. Trzeba patrzeć w przyszłość - Portal i.pl

Wróć na gizycko.naszemiasto.pl Nasze Miasto