Z zewnątrz przypomina nieco krakowski Barbakan i miała podobne zadanie - odsunąć jak najdalej oddziały wroga próbujące szturmować miasto. Baszta Montalamberta, zwana również Fortem Fryderyka Wilhelma, to jeden z najciekawszych zabytków architektury wojskowej na terenie współczesnej Polski. Znajduje się przy ulicy Portowej w Kędzierzynie-Koźlu.
Gdy powstawała ponad 200 lat temu, była pierwszą tego typu budowlą w Prusach. Miała chronić rdzeń kozielskiej twierdzy, czyli samo miasto.
Wtedy było to o tyle istotne, że w czasie wojen napoleońskich artyleria zaczęła stosować nowy rodzaj pocisków napełnianych substancją palną, które działały na zasadzie bomby. Jako pierwszy na budowę wysuniętych schronów z działami wpadł Francuski generał Rene Montalambert.
Do budowy przystąpiono w 1805 roku. Szybko zorientowano się, że w zasięgu fortecznej artylerii znajdzie się wieś Kłodnica, a także Kanał Kłodnicki wraz ze śluzami i składnicą żelaza. Okrągła podstawa wieży teraz ma 33,9 metra szerokości i 24,5 m wysokości.
Na każdym z dwóch pięter mogła pomieścić po 28 dział wraz z amunicją, załogą i zapasami. Do chwili wybuchu wojny w 1806 roku zdążono jednak wznieść tylko pierwszy poziom, drugi został dobudowany już po słynnej bitwie o Koźle.
Pierwszą załogą fortu była kompania piechoty narodowej i artylerzyści pod dowództwem kapitana Brixena. Część żołnierzy stanowili rekruci polscy. W większości nie byli oni jednak wierni pruskim dowódcom, nierzadko porzucali broń, bądź też przechodzili na stronę armii Napoleona.
Swoją szczególną rolę baszta odegrała podczas oblężenia Koźla w 1807 roku. Była przeszkodą dla wojsk napoleońskich oblegających miasto.
To m.in. z niej ostrzelano stanowisko dowodzenia jednego z generałów wojsk oblężniczych, który zakwaterował się w leśniczówce na terenie Kłodnicy. Kula armatnia przebiła kryty gontem dach i uderzyła w sąsiadujący z budynkiem dąb, a mało nie zabijając generała.
5 marca 1807 roku zbuntowała się załoga Fortu Wilhelma. Bunt objął w sumie 95 żołnierzy, spośród których 55 zbiegło. Zbiegli żołnierze zapewniali wojska napoleońskie (a konkretnie Bawarczyków służących u boku Francuzów), że znaczna część załogi nosi się z zamiarem ucieczki, o ile będą dobrze traktowani i dostaną paszporty do domów rodzinnych. Umówiono nawet stosowny znak, na który miała dokonać się ucieczka.
Ostatecznie cała twierdza kozielska poddała się, ale nie została zajęta w wyniku pokoju w Tylży.
Obecnie zabytek znajduje się w prywatnych rękach. Wciąż niszczeje, chociaż podjęte zostały pewne kroki zmierzające do odnowienia i konserwacji. Zabezpieczono m.in. budowlę przed dostępem osób postronnych, wykonano rekonstrukcję skrzydła drzwi wejściowych oraz remont sklepienia nad pierwszą kondygnacją. Prace prowadzono w uzgodnieniu z wojewódzkim konserwatorem zabytków.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?