MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Biankowski: „W kanale La Manche najważniejsza jest głowa” [ROZMOWA]

Tomasz Smuga
Tomasz Smuga
Rozmawiamy z Piotrem Biankowskim z Rumi, który wpław przepłynął kanał La Manche. Został 11. Polakiem, któremu udało się tego dokonać. - Dla pływaka długodystansowego kanał La Manche jest takim Mount Everestem, jak dla himalaistów. Dla mnie przepłynięcie tego kanału jest spełnieniem marzeń, któremu towarzyszą niesamowite emocje. To cel, który udało mi się osiągnąć - opowiada w rozmowie z naszą redakcją pływak ekstremalny.

Tomasz Smuga: Ostatnio po ponad 15 godzinach zmagań z silnymi prądami morskimi i zmęczeniem, podczas których przepłynął pan 60 kilometrów został 11. Polakiem, któremu udało się pokonać kanał La Manche. W sieci znalazłem takie porównanie, że „Kanał La Manche wpływaniu długodystansowym jest jak Everest w himalaizmie”.
Piotr Biankowski: Wszystko zależy od tego, jak na to spojrzymy. W wielkim skrócie są dłuższe przygotowania, aby wejść Mount Everest. Potrzebny jest większy zasób pieniężny. Dla pływaka długodystansowego kanał La Manche jest takim Mount Everestem, jak dla himalaistów. Tak to się porównuje. Mówi się, że można na świecie wszystko przepłynąć, ale jeżeli nie pokonałeś kanału, to nie masz tego czegoś. Powołam się na słowa Bogusława Ogrodnika: „Jeżeli przygotujemy 100 osób na Mount Everest i 100 osób, które chcą przepłynąć kanał La Manche, to więcej osób wejdzie na Everest.” Ja przepłynąłem kanał, na szczyt nie wszedłem. Dla mnie przepłynięcie tego kanału jest spełnieniem marzeń, któremu towarzyszą niesamowite emocje. To cel, który udało mi się osiągnąć.

TS: Jak wyglądały pana przygotowania do przepłynięcia kanału?
PB: W moim przypadku wspólnie z trenerami podjąłem całkowity eksperyment. Rok temu po przepłynięciu odcinków Gdynia-Hel (19 km) oraz Gdańsk-Hel (25 km) zamarzyłem sobie, aby spróbować swoich sił w kanale La Manche. Znalazłem kontakt do federacji i wysłałem maila. Jest duża liczba osób, które chcą przepłynąć kanał, więc trzeba znaleźć termin. Dostałem odpowiedź, że mogę próbować zapisać się w 2022 lub 2023 roku. Ale w tej chwili nie przyjmują zapisów na tak odległe terminy i mam śledzić stronę. Tak zrobiłem. W marcu ponownie napisałem maila z pytaniem o termin. Odpisał pilot Fred and Harry Mardle z Masterpiece Charters że jest miejsce, między 29 czerwca, a 9 lipca i jeżeli jestem zainteresowany, to proszą o potwierdzenie. Mimo, że zostały trzy miesiąca podjąłem decyzję, że spróbuję. Konsultowałem to z moimi trenerami Piotrem Netterem i Karolem Zalewskim. Powiedzieli mi, że w kanale najważniejsza jest głowa, która mam do takich wyzwań. A resztę formy zbudujemy na tyle ile czas pozwala. I tak do tego podeszliśmy. Dzisiaj, jakbym miał jeszcze raz podjąć taką decyzję, to szczerze powiem, że rok, to minimum czasu na przygotowania. Miałem formę, ale gdybym więcej poświęcił czasu, to na pewno byłbym lepiej przygotowany.

TS: Pływanie w zimnych wodach nie jest panu obce. Jest pan jednym z kilku Polaków, którzy ukończyli tzw. „lodową milę”.
PB: Tak jest. Wszystkie zagrożenia w kanale znałem. A jednym z tych zagrożeń jest zimna woda. „Lodową milę” pokonałem w temperaturze 1,2 stopnia w 29 minut. Jestem pływakiem zimowym. W sezonie jesienno-zimowym biorę udział m.in. w mistrzostwach, pucharze świata i innych zimowych zawodach w pływaniu. Tam pływamy w temperaturach od 0 do 5 stopni na krótkich dystansach do kilometra. Czyli ja wiem co to jest zimna woda. Tylko, że w przypadku kanału przygotowujemy się na kilkanaście godzin w takiej wodzie.

Maka Multimedia

TS: Ale zimna woda, to nie jedyna trudność w kanale. Trzeba było się też zmierzyć z silnymi prądami i intensywnym ruchem.
PB: Tak. Jest intensywny ruch promów i statków żeglugowych. Ale ja nie płynąłem samemu. Towarzyszyła mi łódź asekuracyjna Masterpiece, z obserwatorem na pokładzie. Przed podjęciem próby musiałem wypełnić ankietę, w której pytano mnie m.in. o to, jak pływam, w jaki czasie pokonuje dany dystans, jak oddycham. Był też 6-godzinny test w około 15-stopniowej wodzie. Pytali o wszystkie informacje, które mogą wpłynąć na moje pływanie. Te dane zostały przekazane pilotom, którzy mnie asekurowali. To oni ustalali dzień, godzinę startu i trasę ze względu na prądy morskiej.

TS: Przez silne prądy musiał pan płynąć trasą przypominającą literkę „S”.
PB: To właśnie zależy od nasilenia prądów i wiatrów. Pływak wtedy robi trasę literki „S”. Im większe prądy, tym dłuższa jest trasa. Najistotniejszy jest rytm i cykl przypływów i odpływów, zmieniający się co 6.5 godziny oraz wysokość fali sięgająca do 8m . Tempo płynięcia jest bardzo ważne, jak również to by zachować jak najwięcej sił na koniec, by pokonać silne prądy, przy wybrzeżu Francji.

TS: Czy podczas płynięcia przez kanał dopadały pana kryzysy? Jak sobie z nimi pan poradził?
PB: Byłem przygotowany na wszystkie zagrożenie. Jednym z nim było zimno. Temperatura wody miała 15,2 stopnia a powietrza 15 stopni plus wiatr. Od samego początku dokuczało zimno. Według jednej z prognoz miało być słońce, które dawałoby ogrzanie od lądu. Niestety, słońce schowało się za chmurami i cały czas musiałem płynąć w takich warunkach. Kryzys dopadł mnie po koło 7,5 godzinie płynięcia. Ocieplały mnie tylko posiłki, które dostarczałem organizmowi wychłodzonemu od wody i wiatru. Ale na szczęście towarzyszył mi mój support. Cały czas widzieli co się ze mną dzieje. Bogusław Ogrodnik, Beata Zwolińska, Marcin Łaszkiewicz wraz z pilotami asekuracyjnym pilnowali, aby nic mi się nie stało. Uspokajali mnie. Dlatego postanowiłem płynąć dalej. Wiedziałem, że mam wsparcie od nich, jak i kibiców. Z tyłu głowy pamiętałem o zbiórce pieniędzy dla Fundacji Ronalda McDonalda. To mnie napędzało. Drugi krytyczny moment był pod koniec. Z powodu silnych prądów nie mogliśmy dopłynąć do wyznaczonego celu i dodatkowo z pozostałych 3 mil zrobiło się dodatkowe 10 mil. Ale najważniejsze, że zrobiliśmy to. Jestem pływakiem kanałowym! Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wsparcie, doping i dobre słowo, to naprawdę niosło! W Anglii na miejscu miałem jeszcze support na lądzie, Klaudia Zwolińska i Łukasz Chłodnicki, którzy dbali o wszystko, abyśmy mogli przygotować się, wystartować i wrócić w najlepszych warunkach.

TS: Czas wolny spędzony nad wodą może być bardzo przyjemny, ale jeżeli nie podejdziemy do tego „z głową”, to może być i bardzo niebezpieczny. Co roku w sezonie letnim czytamy o przypadkach utonięć.
PB: W przypadku utonięć musimy zacząć od budowania świadomości i to już od dziecka. To jest temat o którym mówi się w sezonie letnim. Potem przychodzi zima i go już nie ma. A to jest właśnie ten czas, kiedy powinniśmy mówić o przygotowaniach do pływania zarówno wśród dzieci, dorosłych i osób starszych. Oczywiście oprócz umiejętności, bardzo ważna jest dobra znajomość akwenu, jego charakterystyki i specyficznych warunków.

TS: Co ma pan na myśli?
PB: Miałem to szczęście, że w mojej szkole podstawowej było pływanie i tam zdobyłem tę umiejętność. Uważam, że najpierw powinniśmy chodzić na basen, potem dopiero wybrać się na otwarte akweny. Najpierw musimy zadbać o technikę i się wzmocnić siłowo. Żeby spróbować swoich sił na dłuższych dystansach na wodach otwartych, powinniśmy być w stanie, swobodnie pływać z prędkością minimum 2km na godzinę, sprawdzić jak jest z naszą nawigacją, tolerancją na temperaturę i czuciem wody, gdzie dochodzą fale, prądy i wiatr.

TS: Jakie błędy najczęściej popełniamy nad wodą?
PB: Najczęstszym błędem jest zlekceważenie warunków panujących na danym akwenie oraz złe przygotowanie fizyczne, techniczne, i psychologiczne. Jest przepaść między basenem, a jeziorem, a co dopiero zatoką. To jest żywioł. Tak, jak powiedziałem. Zacznijmy od basenów. Pamiętajmy o systematycznym budowaniu sprawności ogólnej, stretchingu i ćwiczeniach oddechowych. Jeżeli ktoś pójdzie od razu pływać na otwartym akwenie będąc nieprzygotowanym, to w niektórych sytuacjach może wpaść w panikę, przygotowanie mentalne jest bardzo ważne. W panice pływak będzie wykonywał ruchy, których nie powinien robić., tracil energie i siły. Dlatego uczmy się pływać na basenie. A kąpieliska wybierajmy te pod nadzorem. Na Pomorzu mamy naprawdę dobrych i super ratowników. W Dover jest np. takie miejsce, gdzie jest wyznaczony akwen o długości 2 km i szerokości około 1 km. Jest podzielony na baseny z linkami i bojami. Tam przychodzi po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt osób dziennie i uczą się pływać, w morzu oswajać z temperaturą oraz pływaniem w ciemnościach, uczyć jak pokonywać , wykorzystywać pływy. Takiego miejsca u nas nie ma. Moim marzeniem jest, aby ludzie nauczyli się pływać, bo to jest po prostu fajne.

Byłeś świadkiem zdarzenia na terenie powiatu wejherowskiego? Daj nam znać! Podziel się zdjęciami z nami i naszymi Czytelnikami. Prześlij je nam na maila ([email protected] lub [email protected]) lub wyślij w wiadomości prywatnej na naszym fanpejdżu - kliknij w baner poniżej i przejdź na naszego Facebooka:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dzień Matki. Jak kobiety radzą sobie na rynku pracy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rumia.naszemiasto.pl Nasze Miasto