Gdy wysyłam ten tekst do redakcji (środa, 6.05 w południe) wciąż ważą się losy wyborów 10 maja w formule korespondencyjnej. Wiele wskazuje na to, że w tym terminie raczej się nie odbędą. W dużym skrócie wyjaśnię dlaczego i tak nie wziąłbym w nich udziału.
Po pierwsze, nie są to wybory równych szans, a takie gwarantuje nam Konstytucja. Po wprowadzeniu radykalnych obostrzeń dotyczących zgromadzeń, nota bene ze względu na skalę zagrożenia zasadnych, było wiadomo, że konkurenci walczącego o reelekcję prezydenta Andrzeja Dudy będą w dużo gorszej od niego sytuacji. Uwaga zdecydowanej większości Polaków skupiła się w tym czasie (co nie powinno dziwić), na walce z pandemią, a tu siłą rzeczy brylował i mógł się wykazać aktywnością, wspomagany przez premiera i rząd pan prezydent. Zwykli ludzie mieli głowy zaprzątnięte nie wyborami, a sprawami, od których zależało ich bezpieczeństwo zdrowotne i materialne. Po drugie, mimo iż były wystarczające przesłanki prawne i merytoryczne, by legalnie wprowadzić stan klęski żywiołowej, PiS nie zdecydował się na jego wprowadzenie z jednego, prostego powodu. To by oznaczało przesunięcie wyborów o co najmniej 90 dni, a ze wszystkich sondaży wynikało, że termin 10 maja jest dla prezydenta Dudy najlepszy z możliwych. Partyjne interesy i chłodna kalkulacja polityczna okazały się ważniejsze niż standardy demokratyczne, zdrowy rozsądek i troska o bezpieczeństwo Polaków. Po trzecie, broniąc tego terminu PiS nie tylko nie zawahał się nagiąć regulamin Sejmu, a stoi on na straży zapisanej w Konstytucji zasady prawidłowej legislacji, ale i złamać regułę, że nie zmienia się Kodeksu wyborczego później niż na sześć miesięcy przed wyborami. To może doprowadzić do podważenia legalności wyborów, co skompromitowałoby nas w oczach całego świata. Po czwarte, przecież z góry było wiadomo, że zdominowany przez opozycję Senat wykorzysta całe 30 dni na odniesienie się do ustawy o powszechnych wyborach korespondencyjnych i że najzwyczajniej zabraknie czasu, by przygotować się do nich logistycznie.
Po piąte, przekazanie najważniejszych kompetencji PKW Jackowi Sasinowi, ministrowi aktywów państwowych, jednocześnie wicepremierowi i jednemu z najbardziej zaufanych współpracowników prezesa Kaczyńskiego, podjęcie przygotowań bez podstawy prawnej, zlekceważenie zastrzeżeń samorządowców, zamieszanie ze spisami wyborców, wycieki pakietów wyborczych, bezprecedensowy chaos organizacyjny i zgubne myślenie na zasadzie „jakoś to będzie”, każą wątpić w to, czy wybory 10 maja byłyby legalne, bezpieczne i uczciwe. Stąd moja decyzja.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?